Chyba wszyscy znamy już scenę z filmu Top Gun:Maverick, w której bohater kradnie wrogi samolot i ucieka w nim. Hollywoodzkie bajki? Niekoniecznie! Taka historia rzeczywiście wydarzyła się naprawdę!
Bob Hoover to niezbyt znane u nas nazwisko, ale ten amerykański pilot uchodzi za jednego z najsłynniejszych w historii lotnictwa. Swoją sławę zawdzięcza głównie 50-letnim zasługom dla akrobacji lotniczej i całej swojej działalności w tej dyscyplinie. Był przyjacielem Chucka Yeagera i pilotował tzw. „chase plane” – samolot, który leciał za Bellem X-1 Yeagera w czasie jego rekordowego lotu naddźwiękowego, pilnując go i zbierając dane. Nazywany jest „pilotem pilotów”, a magazyn Flying postawił go na 10 miejscu wśród 51 najsłynniejszych lotników świata.
Pechowa misja
Wróćmy jednak do niezwykłych wydarzeń z 1944 roku. Hoover był pilotem 52 Dywizjonu Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych i stacjonował na Sycylii. 9 lutego wyruszył do swojej 59 misji bojowej w samolocie Spitfire Mk Vc, numer ogona MA883. Jego zadaniem było wyszukiwanie i atakowanie wrogich statków pomiędzy Cannes i Genuą. Samolot wyposażony był w małe bomby i zbiornik paliwa. Po pierwszej fazie, w której skutecznie zaatakowano niemiecki statek zaopatrzeniowy, grupa wróciła do bazy po amunicję i paliwo i ponownie wyruszła na patrol. Wtedy natknęli się na niewielki konwój, w którym ponownie trafiono jeden ze statków. Zaraz potem, w okolicach Nicei, dopadły ich Focke-Wolfy 190.
Hoover chciał odrzucić dodatkowy zbiornik paliwa, ale dźwignia jettison urwała mu się w ręce. Spitfire wkraczał do walki z ciężkim zbiornikiem ograniczającym prędkość, co Hoover porównał później do wyścigu Forda T z Cadillakiem – 350 mil/h kontra 215. Wysiłki Hoovera nic nie dały – został szybko trafiony pociskami od dołu. Szyba była cała w oleju, a silnik w końcu wybuchł. Pilot był też lekko ranny. Hoover znajdował się na tyle wysoko, że zdołał otworzyć kabinę, obrócić samolot na plecy i wyskoczyć ze spadochronem, wzywając wcześniej do akcji ratunkowej. Spifire’a Hoovera (i dwa inne samoloty z tej samej misji) zestrzelił Siegfried Lemke w Focke-Wolfie 190 – słynny as, który zakończył wojnę z wynikiem 70-96 zwycięstw powietrznych.
Unosząc się na tratwie ratunkowej Hoover oczekiwał na pomoc, ale zamiast niej pojawił się niemiecki statek – Amerykanin trafił do niewoli. Najpierw czekały go niekończące się przesłuchania. Trafił do aresztu w Nicei, potem do więzienia w Marsylii skąd uciekł, ale został szybko złapany. W końcu przetransportowano go do Frankfurtu – stamtąd ostatecznie trafił do obozu jenieckiego Stalag Luft I w okolicach Barth, niedaleko morza Bałtyckiego.
Pobyt w niewoli
W obozie zaprzyjaźnił się z majorem Lundquistem – pilotem, który miał oblatane mnóstwo samolotów, łącznie ze zdobycznym Fw-190 w Anglii, by lepiej poznać jego zalety i wady. Hoover ponoć uczył się od niego rozkładu kokpitu wrogich myśliwców rysując schematy na piasku, bo cały czas tlił się w nim pomysł ucieczki w samolocie.
W końcu nadszedł dzień inwazji na Normandię. Generał Eisenhower wydał rozkaz zakazu ucieczek i oczekiwania na rychłe wyzwolenie wszystkich więźniów wojennych, ale w Stalagu Luft I nikt o tym nie myślał. W kwietniu 1945 roku, wykorzystując zamieszanie i bunt w obozie, Hoover i dwóch innych więźniów uciekli. Jeden z nich zdecydował się uciekać sam i odseparował się od dwójki: Hoovera i Jeroma Ennise’a z 4 Dywizjonu Myśliwskiego.
Wielka ucieczka
Trafili najpierw do jakiegoś gospodarstwa, gdzie samotna kobieta – Francuzka zmuszona do pracy w Niemczech – dała im jeść oraz pistolet z nabojami. Hoover wręczył jej kartkę, którą miała pokazać amerykańskim wojskom w razie wyzwalania, by dobrze ją potraktowali. Następnie ukradli rowery i kontynuowali swój rajd – po drodze ponoć natknęli się na żołnierzy armii radzieckiej, którzy zmierzali w kierunku Berlina. Nie dołączyli do nich, tylko przesuwali się w kierunku zachodnim, aż trafili na „prawie” opuszczone lotnisko – było na nim zaledwie paru niemieckich mechaników.
Większość samolotów okazała się wrakami i nie nadawała się do niczego, ale jeden z Focke Wolfów 190 miał tylko parę śladów i kulach, i co ważniejsze – pełne zbiorniki paliwa. Ztrerroryzowali bronią jednego z mechaników i zmusili go do pomocy przy uruchomieniu silnika Focke Wolfa. Ennis następnie kontynuował swoją ucieczkę z pistoletem na pieszo, a Hoover zamknął owiewkę i zaczął startować przez trawiaste pole, nie próbując nawet kołować na pas, by jak najszybciej oddalić się z wrogiego terenu.
Wzbił się w powietrze, schował podwozie i wtedy uświadomił sobie powagę sytuacji – chciał lecieć na terytorium opanowane przez inwazyjne siły aliantów samolotem ze swastyką na ogonie – istne samobójstwo! Trzymał się spodu pokrywy chmur i obserwując linię brzegową, kierował na zachód. Jego plan plegał na locie tak długo, aż zacznie zauważać wiatraki – wtedy będzie miał pewność, że jest w Holandii, gdzie każdy nienawidził Niemców.
W końcu rzeczywiście wypatrzył wiatraki na ziemi – dotarł do miejscowości Zuider Zee, wyzwolonej już przez Aliantów. Widział nawet opuszczone lotniska, ale to oznaczało, że mogły być zaminowane. Na miejsce awaryjnego lądowania wybrał więc okoliczne pole. Po wyjściu z wraku samolotu został otoczony przez lokalnych rolników i wzięty za Niemca próbujacego poddać się Aliantom, ale obok przejeżdżała też brytyjska ciężarówka zaopatrzeniowa. Hoover zdołał wyjaśnić Anglikom kim jest i wkrótce trafił do swoich.
Po wszystkim nie był dumny ze swojego wyczynu – ucieczkę we wrogim myśliwcu nazwał najgłupszą rzeczą, jaką zrobił w życiu. Niezwykła historia była znana głównie w jego rodzinnym mieście. Na szersze wody wypłynęła dopiero w latach 80, gdy na jednych z pokazów lotniczych opowiedział ją razem z Ennisem, któremu również udało się uciec.
https://www.youtube.com/watch?v=TxIVx7MzaDg
https://www.youtube.com/watch?v=YpioDfrzmAE