W czasach Zimnej Wojny wiedza o arsenale militarnym drugiej strony była jednym z kluczowych celów działalności wywiadowczej obu mocarstw: ZSRR i USA. Może nie dochodziło do tak dramatycznych wydarzeń, jak w filmie „Firefox” z Clintem Eastwoodem, ale realne akcje potrafiły być równie spektakularne. Jedną z nich była operacja Mount Hope III z 1988 roku, w której siły Stanów Zjednoczonych „wykradły” śmigłowiec Mi-25 Hind-D (tak, to nie pomyłka, bo cyfrą „25” oznaczona była eksportowa wersja Mi-24 Hind).
Hind był wtedy najpotężniejszym śmigłowcem szturmowym na świecie. Dysponował ogromną siłą ognia, a poza tym mógł jeszcze transportować oddział żołnierzy. Amerykanie nie mieli maszyny, która w podobny sposób łączyłaby obie funkcje – ani starsza Cobra, ani nowy Apache nie były aż takie wszechstronne, a poza tym zbadanie konstrukcji pozwoliłby lepiej dostroić do niej rakiety Stinger. Hindy były przecież postrachem wspieranych przez USA mudżahedinów podczas inwazji ZSRR na Afganistan. Dla CIA był to więc niezwykle cenny kąsek.
Okazja pojawiła się pod koniec lat 80. Kończył się wtedy jeden z lokalnych konfliktów pomiędzy Libią i Czadem, zwany „wojną Toyot”. Po kilku latach okupacji części terytorium Czadu przez Libię, agresora w końcu udało się przepędzić. Libijczycy stracili ponad 7500 żołnierzy i sprzęt militarny warty 1,5 miliarda dolarów. Nie wszystko zostało zniszczone w walkach. Część wyposażenia porzucono w 1987 podczas pośpiesznego wycofywania się z Czadu, w tym zaparkowany w bazie lotniczej Ouadi Doum Mil Mi-25 Hind-D.
O zapomnianym „skarbie” wiedziało CIA, od dawna uwikłane w wydarzenia w tamtym regionie, ale wywiezienie śmigłowca nie było takie proste. Prezydent Czadu Hissène Habré nie bardzo chciał być oficjalnie kojarzony z faktem przekazywania cudzego uzbrojenia Amerykanom i negocjacje w sprawie akcji trwały ponoć miesiącami. Według jednego ze źródeł pomogła walizka z 2 milionami dolarów oraz kontener pocisków Stinger. Amerykanie dostali ciche przyzwolenie na zabranie śmigłowca, o ile zrobią to dyskretnie.
Już w czasie prowadzenia negocjacji Amerykanie rozpoczęli odpowiednie przygotowania. Do akcji wyznaczono elitarną jednostkę 160th SOAR „Night Stalkers”, czyli najlepszych pilotów śmigłowców przeszkolonych do latania w każdych warunkach. Dokładnie wyliczono, czy przerobiona wersja Chinooka MH-47D będzie w stanie udźwignąć podwieszonego Hinda, i wcześniej, na terenie Noweg Meksyku, wykonano kilka lotów próbnych na podobnym dystansie i z podobnym ładunkiem. Chinooki przeleciały prawie 800 kilometrów, by podwiesić sześć zbiorników wypełnionych wodą o wadze zbliżonej do Hinda. Następnie konieczne były międzylądowania w FARP-ach, by uzupełnić paliwo – ówczesna wersja MH-47D nie była jeszcze przystosowana do tankowania w powietrzu. Misja treningowa w Nowym Meksyku została „ochrzczona” jako operacja Mount Hope II. Night Stalkersi byli gotowi do akcji.
10 czerwca 1988 roku z Fort Campbell do stolicy Czadu N’Djamena wyruszł C-5 Galaxy z dwoma MH-47D na pokładzie i licznym personelem pomocniczym. W operacji prawdopodobnie wziął także udział zespół Delta Force oraz ratownicy lotniczy PJ-s – razem ponad 100 osób. 11 czerwca rozpoczęła się operacja Mount Hope III. Night Stalkersi wyruszyli do bazy Ouadi Doum eskortowani przez francuskie Mirage F1. Siły libijskie były wciąż aktywne w rejonie, a dyktator Kaddafi dobrze wiedział, że jeśli porzuconego sprzętu nie można odzyskać, to należy go jak najszybciej zbombardować.
Wysłany dużo wcześniej do Ouadi Doum zespół Amerykanów przygotował wszystko tak, by tuż po lądowaniu Chinooków można było od razu podczepiać ładunek. Sama akcja na lotnisku trwała krótko, ale powrót okazał się dużo bardziej skomplikowany. Najpierw śmigłowce musiały wykonać międzylądowanie w tymczasowej bazie FARP stworzonej przez ekipę przywiezioną samolotami C-130 Hercules. Potem przyszło pogorszenie pogody. Nie dość, że cały czas temperatura powietrza zbliżała się do 50 stopni Celsjusza, to jeszcze śmigłowce wleciały w burzę piaskową.
Mając ciągle w pamięci tragedię podczas operacji Eagle Claw w Iranie (która przyczyniła się do powołania Night Stalkersów), piloci zwolnili do około 40 węzłów i lecieli bardzo blisko siebie, utrzymując kontakt wzrokowy, by przypadkowo nie zderzyć się. Po wylądowaniu w stolicy Czadu musiano poczekać na koniec burzy, zanim Hinda załadowano do C-5 Galaxy. Cała operacja zabrała 67 godzin i była wtedy największym wyczynem Night Stalkersów.